sobota, 22 kwietnia 2017

Świadomie milczeć.

- Stop. Strasznie pierdolisz. Tego się nie da słuchać.

Oberwanie po twarzy z liścia bywa mniej upokarzające.

Dorian to trudny człowiek. Skomplikowany. Wielowarstwowy. Czasami ciężko mi go zrozumieć, czasami mnie zwala z nóg, czasami rozkłada na łopatki. Wiem, że za każdą taką uwagą stoi jakieś życiowe doświadczenie albo lekcja, której udzielił mu jeden z mistrzów. Ta świadomość ani trochę nie pomaga w odbiorze krytycznych uwag.

- Jeszcze raz, ale... – nie dokończył. Jego twarz za to nabrała zupełnie innego wyrazu, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał.

Zwolnij, gdzie się spieszysz. Precyzyjniej te melizmaty – dokończyłam w myślach za niego. – Albo zaśpiewasz je klarownie i czysto, dokładnie, z chirurgiczną precyzją albo nie śpiewaj wcale. Albo w ogóle rzuć ten cały artyzm w cholerę i zostań szeregowym chórkiem. Odmaszerować.

- Wiem, że ciężej pracuje się na własnych utworach, bo nigdy nie wiesz, gdzie leży granica doskonałości. Można uskuteczniać wirtuozerię w nieskończoność, ale to mnie zupełnie nie interesuje. Wirtuozerek jest tysiące i – z całym arsenałem umiejętności, wiedzy i doświadczenia, które posiadają – nigdy nie wychodzą poza chórek, pomimo tego, jak świetne są technicznie. Prawda, potrafią odwzorować pewne zachowania na scenie, sprawiając wrażenie wielkich artystek,  ale zdradza je ich aura. Za tymi melizmatami i wielkimi wokalizami nic nie idzie. Prawdziwy artysta wie, kiedy użyć melizmatu, a kiedy się powstrzymać i śpiewać cicho na przydechu albo zupełnie milczeć.

Różnica między tak zwanymi wirtuozkami a artystami jest taka, że wirtuozka się tego wszystkiego wyuczy. Wyuczy się, że w tym i w tym takcie na dwa ostatnie uderzenia tak dowali synkopowaną wokalizą, że klękajcie narody, a w następnym takcie zrobi pauzę na trzy uderzenia i rozpocznie nową frazę „na cztery” i będzie ciągnąć tę delikatną nutkę na przydechu, falsecie, cokolwiek, przez następne kilka taktów, po czym zakończy z brawurowym wibrato i rozpocznie nową frazę głośno, z przesterem i tak dalej. Wyuczone zróżnicowanie dynamiczne i frazowanie daje złudzenie artystycznej perfekcji. Ale w rzeczywistości nie idzie za tym wykonaniem żadna artystyczna wartość, bo wszystko to jedynie odtwórstwo i onanizowanie się na scenie.

Artysta natomiast nie musi niczego się wyuczać, on po prostu wie. Czuje, bo każda nuta jest jedynie odzwierciedleniem tego, kim on jest. Każda jego nuta niesie za sobą wartość dobytku jego całego życia, prób i porażek, pierwszych miłości i rozczarowań. On maluje swój obraz, a dźwięki go prowadzą. Jeśli już pojawia się melizmat, to wynika to z czegoś… z czegoś innego niż chęć dowalenia innym swoją zajebistością.

Kiedy czuje zazdrość, gniew, desperacje… Zinterpretuje to zupełnie inaczej za każdym razem, kiedy będzie to odczuwał, bo okoliczności zawsze się zmieniają. Nie zawsze wyrazi te emocje melizmatem i nie zawsze agresywnie. Nie wyuczoną formułką, typu „czujesz złość, to krzyczysz na scenie”. Artysta ma w sobie olbrzymią paletę narzędzi i wybiera z całej gamy kolorów tylko kilka. Wybiera te, które najlepiej i z największą precyzją oddadzą to, kim on jest na ten moment, bo chce opowiedzieć swoją historię komuś, licząc na to, że ta historia dotknie jakiejś duszy na sali, zmieni jej życie na lepsze, podważy dotychczasowe wierzenia, kompletnie odmieni jej światopogląd i na nowo zdefiniuje to, co jest możliwe i w zasięgu ręki... Artysta bierze jedynie te dwa kolory, miesza je ze sobą i nadaje kształt melodii swojego serca.

Nie stawiaj nut bez sensu. Wiem, że potrafisz, ale nie chce, żebyś stawiała jakąkolwiek nutę dopóki jej nie zrozumiesz. Dopóki nie zrozumiesz, dlaczego ją w ogóle śpiewasz, po co ona tam jest, co chcesz tym osiągnąć, do kogo ją śpiewasz, dla kogo ją śpiewasz, komu chcesz złamać serce tą nutą... Zaśpiewaj melodię używając tylko dwóch, może trzech dźwięków, ale tylko tych, które znasz i rozumiesz, czujesz i identyfikujesz się z nimi. Nie patrz tak na mnie. Jeżeli uważasz, że to co ci teraz mówię to bzdury, to możesz milczeć. Nie śpiewaj w ogóle. Stój tam i nic nie rób. Opowiedz mi twoją historię bez dźwięków. Naprawdę, spróbuj. Zaskocz mnie. Powiedz mi wszystko, co od zawsze chciałaś mi powiedzieć, milcząc. Uwierz, że zrobi to na mnie największe wrażenie i długo o tym nie zapomnę, bo świadomie milczeć potrafią tylko najlepsi.